Goście z hoteli często spacerowali brzegiem plaży a Udesh zapraszał ich do restauracji Shelton. Konkurancja była spora i każdy chciał aby właśnie u niego zatrzymali się goście. Ceny były bardzo wysokie w porównaniu z jedzeniem na ulicy ale też ich jakość różniła się znacznie. Za alkohol płaciło się potrójnie a żadna knajpa nie miała licencji na sprzedaż. Jej uzyskanie na Sri Lance graniczy z cudem, wymaga sporych pieniędzy i znajomości. Sprawę zazwyczaj rozwiązuje się niezwykle skutecznie zapraszając miejscową policję na przyjęcia mocno zakrapiane alkoholem.
Udseh sprawnie obsługiwał klientów jego angielski nie był idealny ale znakomicie porozumiewał się z gośćmi. Nie miał wielkich ambicji w kuchni kroił warzywa kropił je sokiem z limonki, układał sałatę, czyścił sztućce, zanosił zamówienia do stolików. Kilkakrotnie właściciel namawiał go do nauki kucharskiego fachu ale on specjalnie się tym nie interesował.
Myślał, że zawsze będzie kelnerem i nawet nie przyszło mu do głowy, że posiadając umiejętności gotowania może zawsze liczyć na znacznie wyższe zarobki.
Do tej pory otrzymywał marne wynagrodzenie. Skromna suma nie wystarczała na wszystkie potrzeby rodziny. Niepracującej matki zajmującej się domem ojca i brata, którym czasem udało się złapać rybę sprzedać ją z zyskiem lub włożyć do własnego garnka. Pomagał im jak mógł ale zawsze brakowało pieniędzy. Zwracał się czasem do mnie z prośbą o pożyczkę i zawsze mi oddawał w wyznaczonym terminie. Jego sytuacja finansowa nie była najlepsza. Gdyby tylko nauczył się gotować jego życie stało by się znacznie łatwiejsze.

Od 12 do 14 grudnia na plaży w Mount Lavinia odbywał się Water Festival.
Przygotowywania trwały kilka dni, zagrodzono główne wejście wysokim metalowym płotem. Bilety wstępu po 1000 rupii około 8 dolarów a to spora suma dla Lankijczyków. Na piasku ustawiono kolorowe namioty z napojami i drobne przekąski. Ekipa techniczna montowała olbrzymią scenę, światło, głośniki, mnóstwo stolików i krzesła dla publiczności. Od godziny 13 wejście było płatne jednak jeśli ktoś ruszył głową mógł przyjść trochę wcześniej nie wydając ani grosza. Na Sri Lance słońce zachodzi codziennie około18.30 także muzycy, oświetleniowcy i cała reszta załogi miała ręce pełne roboty.
W Sheltonie ruch był niewielki grupa mężczyzn zajęła dwa stoliki i z radością popijała arak. Na plaży coraz więcej ludzi, kolorowe światła właśnie się rozpaliły, preludium do rozpoczęcia zabawy.

Udseh rozglądał się dookoła próbując złapać kolejnego klienta tym razem nie było łatwo wszyscy wybierali się na koncert. Kiedy ostatnie promienie słońca oświetlały ocean nagle zniknął mi z oczu. Gdzie się podział? Nikt nic nie wiedział.
Czasem rano zabierał jakąś młodą dziewczynę do sierocińca żółwi, który znajduje się po drugiej stronie hotelu ale nigdy wieczorem kiedy w każdej chwili mogli przyjść goście i mógł być potrzebny. Co się stało po prostu przepadł. Drugiego dnia nie przyszedł do pracy. Zdzwoniłam do niego. Co ty wyprawiasz Shelton to twoja przyszłość powiedziałam, turyści, napiwki, dziewczyny i uczysz się języków. Był obrażony pojechał do Panadury do jakieś nowej pracy. Powiedział mi jedynie już tam nie wrócę nie chcę i długo milczał. Dlaczego zapytałam. Cisza w słuchawce. Nie mogłam tego zrozumieć co chciał robić? Pracować na budowie, sprzątać pokoje w hotelach, codziennie dojeżdżać do pracy godzinę w upale w korkach tylko po co. Dopiero po trzech dniach pokazał się na plaży. Pogniewał się na właściciela coś mu powiedział niemiłego on odpowiedział w gniewie i wyszedł. Randijth czasem nie był przyjemny dla swoich pracowników szczególnie jak nie miał humoru a humor zmieniał mu się co chwila. Długo starałam się mu wyjaśnić jego sytuację. Przemyślał, zrozumiał,  poczłapał na górę gdzie było kilka stolików. Przesiedział tam ze dwie godziny, zszedł na dół. Nie było mu łatwo ma dopiero 21 lat a tu takie wymagania. Kuchcikiem nie będę powiedział, przeprosił właściciela i poszedł po rozum do głowy.
W restauracji Shelton pracuje nadal. Może pewnego dnia przygotuje nam zupę tom yum i krewetki w sosie czosnkowym specjalność zakładu. Czas pokaże choć na Sri Lance ma on zupełnie inny wymiar.