Po ukończeniu szkoły nie chciał już zostać na Sri Lance. Rozpoczynała się wojna, sytuacja w kraju zmieniała się nie było bezpiecznie. Właściwie wszyscy pragnęli wyjechać, pomimo wielu zasobów naturalnych i licznych bogactw kraj nie dawał jego mieszkańcom wysokiego standardu życia.
Restauracja, którą prowadził jego ojciec przyciągała wielu turystów z Europy bardzo dobre jedzenie, świeże owoce morza i niezwykle miła atmosfera to po prosu kusiły, aby tu wstąpić.
Jedną kobiet, które przyjechały na wakacje była ona. Młoda pełna powabu. Bywała tu codziennie to był jej czas. Kobieta z pozycją, architekt, ciekawa świata, silnych wrażeń. Skusił ją stylem zachowania posiadał pewien rodzaj egzotycznego uroku, który niektóre kobiety szalenie pociąga a on potrafił oczarować. Była zakochana. Wróciła tu jeszcze dla niego. Kolejne wakacje to najlepszy czas w jej życiu. Zaprosiła go do Szwajcarii.
Marzenie się spełniało. Natychmiast po przyjeździe wysłała go na kurs języka niemieckiego dla cudzoziemców. Zamieszkali w Bernie. Otworzyły się nowe perspektywy w Europie.
Był młody, przystojny, ciemne zadbane ciało, dużo pływał, grał w drużynie krykieta, czarne falujące włosy sięgały ramion. Dla niej był jak bóg Wisznu przedstawiany jako przystojny mężczyzna o błękitnej skórze kolorze powietrza i oceanu, noszący złotą szatę Pan przeszłości i teraźniejszości posiadający energię, siłę, wigor. W uchu kolczyki symbol przyjemności i bólu, szczęścia i nieszczęścia, wiedzy i ignorancji wielu sprzeczności. Taki był.
Pierwszy kurs trwał sześć miesięcy. Było szalenie trudno, tracił wiarę brakowało sił.
Musiał nauczyć się języka od tego zależała jego przyszłość, kariera, życie.
Wrócił do kraju na wakacje i znów Szwajcaria. Po dwóch latach pobrali się.
Od 1940 jego dziadek prowadził cabin. To nie była w pełnym tego słowa znaczeniu plaża
z leżakami parasolami. Do cabin przychodzili lokalni mieszkańcy, niewielu turystów z Europy. Biznes rozkręcał się pomału ale bardzo skutecznie. Dzisiaj nie pozostało wiele takich miejsc wszystko się zmienia, jedynie u Madame Fernando w Mount Lavinia ocalało, jedyne na plaży. Cabin to konstrukcja zbudowana z drewnianych belek pokryta dachem z liści palmy kokosowej. Leżaki rozstawione są co parę metrów, przedzielane palmowymi ściankami. Wystarczy odpowiednio ułożyć parasol zastawiając wejście by mieć odrobinę intymności móc się całować, przytulić, kochać.
Temu służyły cabiny.
Aby uciec od spiekoty, gorąca ulicy, zmęczenia codziennością spędzano czas nad oceanem.
Przynoszono napoje, alkohol coś do jedzenia.
Miejsce na plaży jest dzierżawione od rządu i do dnia dzisiejszego nie ma możliwości wykupienia terenu na stałe choć restauracja jest własnością rodziny. Na czarno białych zdjęciach z 1977 roku widać dzieci bawiące się na piasku. Ranjid był wtedy małym chłopcem ubrany w białe szorty i koszulkę, dziewczynki z długimi czarnymi warkoczami, uśmiechnięte.
Ojciec nie sprzeciwiał się decyzji Randjitha, możliwości rozwoju były zupełnie inne za granicą. Inny świat, kolorowe ulice, kawiarnie, dyskoteki, doskonałe zarobki.
Wielu młodych mężczyzn zachęconych cudowną perspektywą życia w raju zostawiało rodziny i decydowało się na wyjazd.
Pracę pomógł mu znaleźć kolega z kraju, który przyjechał do Szwajcarii kilka lat wcześniej.
Santi dał mu telefon do szefa na poczcie w Bernie. Pracował tam 21 lat cały czas w tym samym miejscu.
Co roku w okresie wakacji przyjeżdżał na Sri Lankę, zazwyczaj na 7 tygodni czasem krócej. Z żoną często podróżowali do Włoch, bawili się, grali w kasynach, wieczory spędzali na romantycznych kolacjach przy świecach. Życie było piękne nabrał pewności siebie coraz częściej wychodził sam.
Małżeństwo trwało cztery i pół roku po czym się rozstali. Gdzie szukać przyczyny ? Niewierność, różnica poglądów, dwa różne światy, po prostu koniec.
Pracował jeszcze przez jakiś czas w Szwajcarii jednak śmierć ojca przygniotła go kompletnie, pogrążyła w smutku i rozpaczy.
W wieku 42 lat postanowił wrócić. Zabawa trwała już długo imprezy, alkohol. Miał dość.
To był moment żeby coś zmienić, myślał o rodzinie, dzieciach. To był najwyższy czas.
Chciał szybko polecieć do domu na pogrzeb, pocieszyć matkę.
Nie było dobrego dobrego połączenia. Tylko przez Rosję. Zdecydował się na ten lot.
Było bardzo ciepło, zaczynała się wiosna to dobry moment na życiowe zmiany pomyślał. Na lotnisku w Moskwie podszedł do oficera, który sprawdzał dokumenty. To był tylko transfer powinno wszystko pójść gładko, jakieś problemy coś się nie zgadzało oficer przyglądał mu się bardzo długo nie chciał przepuścić coś nie tak spytał o co chodzi ? Zdjęcie czy to naprawdę Pan zapytał. Oczywiście to moje zdjęcie czarno białe. Moje zdjęcie powtórzył. Jakieś dziwne mi się wydaje. Nie to nie Pan coś mi się nie zgadza powiedział oficer.
Nie miał dużo czasu. Zurich-Moskwa-Karaci-Colombo po co tyle pytań pomyślał.
Zdenerwował się miał dość. To ciągłe przyglądanie się na zdjęcie na niego te natrętne irytujące pytania, tracił cierpliwość to trwało nieskończenie długo. W końcu po długiej rozmowie mógł odejść.
Jedyną rzeczą o której marzył o jakiś szybki drink.
W torbie miał całą butelkę whisky. Gorączkowo rozglądał się za jakiś barem, sklepikiem za szklanką. Nie było nic. Jego wzrok skupił się w jednym miejscu. Kobieta. Piękna kobieta. Czy wiesz może gdzie jest jakiś bar ? Zapytał. Trudno będzie znaleźć bar na tym zadupiu powiedziała. Wiesz muszę się napić same kłopoty z tym oficerem. Mam whisky ale szklanka by się przydała. No coś ty mam jakiś napój wypijemy po łyczku z butelki poproszę powiedziała.
Trochę mu było niezręczne tak pić na lotnisku ale czy było inne wyjście ? Nagle odezwał się głos wzywał wszystkich do wyjścia. Czas lecieć szepnęła. Podróż minęła w cudownych nastrojach. Już nigdy się nie spotkali.
Po powrocie do domu zdecydował się na drugie małżeństwo z piękną młodą Lankijką. Po ślubie wyjechali na kilka dni do Kandy. Spędzili piękny czas. Urodziły się cudowne dziewczynki. Randjith prowadzi restaurację Shelton na plaży w Mount Lavinia. Rodzinny biznes od kilku pokoleń.
Jest szczęśliwy. Marzenia się spełniły w jego ojczystym kraju na Sri Lance.
Komentarze